„A na wiosnę zrobimy remont”. Takie zdanie słyszę bardzo często od bliższych i dalszych znajomych, którzy z utęsknieniem czekają końca zimy, aby przystąpić do odświeżania mieszkania. Jako człowiek praktyczny więc postuluję – nie czekajmy do wiosny!
Przekonanie o tym, że jeśli remont, to wiosną, wzięło się z kilku powodów
Po pierwsze, wiosna nieodłącznie kojarzy się z odświeżaniem, wnoszeniem nowego światła, nowej energii. Po drugie, wiosną chce nam się więcej – zabieramy się zatem ściany, podłogi i zmianę aranżacji. Po trzecie – jest cieplej, widniej, łatwiej myśleć o zmianach.
W takiej postawie nie ma oczywiście nic niewłaściwego, jednak – pamiętajmy, że zimowa aura również świetnie nadaje się do niektórych prac remontowych.
W zdecydowanej większości przypadków powodzenie prac remontowych zależy od odpowiedniej wilgotności i temperatury powietrza. Użyte preparaty muszą się związać, a farba po nałożeniu nie może spłynąć – proste.
Gdybyśmy chcieli więc prowadzić prace remontowe na zewnątrz, przy polskich zimach prawdopodobieństwo powodzenia jest raczej znikome. Zupełnie inaczej natomiast w przypadku remontów w mieszkaniu. Jeśli korzystamy bowiem z centralnego ogrzewania, wszystko schnie i wiąże się szybciej i skuteczniej niż wiosną czy latem.
Przykładowo – gładzie gipsowe w okresie letnim zwłaszcza w dni pochmurne i deszczowe potrafią schnąć kilka dni. Natomiast w okresie zimowym, nawet jak za oknem jest plucha, to przy centralnym ogrzewaniu schną zaledwie kilka godzin. To samo w przyapdku schnięcia farb, zapraw klejowych, fug itp.
Dodatkowym argumentem przemawiającym za remontami w zimie jest dostępność ekip remontowo-budowlanych. Jako że wszyscy czekają na wiosnę, fachowcy mają więc korzystniejsze terminy i więcej spokoju. A więcej spokoju, to lepsze tempo pracy i lepszy efekt końcowy!
Podsumowując: hu hu ha, nie taka zima zła!